Monolog kobiety

Kobieta: Mówił wam już ktoś, po co jesteśmy? To znaczy my –
kobiety, po co jesteśmy? Bo to, kim jesteśmy, to wiadomo,
prawda? No. Jesteśmy oczywiście najtańszą siłą roboczą. Takie
domowe muły pociągowe. Co oczywiście nie znaczy, że nie
kury. Kury też jesteśmy. Ale znacznie mniej niż muły. I
ciągniemy ten cały kram zwany domostwem, bo to w końcu
obowiązek kobiety. Obowiązek takiego udomowionego przed
wiekami zwierzątka. Udomowionego przez człowieka, to
znaczy mężczyznę! Bo kobieta przecież, to nie człowiek.
Oczywiście, to też stworzenie Boże, ale najlepiej, jakby stało w
oborze. Tam, gdzie w końcu jest miejsce dla muła. Tylko że
gdybyśmy jednak tam stały, to kto by nas zastąpił w tym
ogłupiającym obowiązku zajmowania się domostwem?
Podejrzewam, że byłby z tym pewien problem. Mój przyjaciel
mówi, że aby sprawdzić, czy kobieta to nie człowiek, należy na
ulicy krzyknąć: Hej, człowieku! Ponoć żadna babka się nie
odwróci. Nie wiem – nie sprawdzałam. Może z tym
przykładem ma rację, tyle że to niczego jeszcze nie dowodzi.
Co najwyżej jedynie tego, że kobiety nie odwracają się na byle
krzyk czy gwizdniecie jakiegoś pętaka. Dlatego powtarzam:
bycie mułami domowymi, to nasz święty i zasrany obowiązek!
Gdyby któraś z was miała jeszcze jakieś wątpliwości. Te
bowiem tutaj nie są absolutnie wskazane. I mówię to dla
waszego dobra. Im szybciej to pojmiecie, tym lepiej. Jakieś
miłości, noszenie na rękach i takie tam podobne pierdoły,
naturalnie, są, ale bardzo szybko się kończą. Zaraz po tym
przychodzi szara, przygnębiająca codzienność i czekająca na
nas rola, właśnie rola tych wspomnianych przeze mnie mułów
pociągowych. Pamiętajcie o tym!

             No, ale się rozgadałam! Aha, jeszcze jednego wam nie
powiedziałam. To, że jesteśmy mułami mamy już ustalone, do
czego jednak te mulice są potrzebne jeszcze nie mówiłam.
Nadszedł więc czas prawdy: otóż jesteśmy przede wszystkim
dla wygody! Dla wygody mężczyzn, naturalnie, bo nie dla
własnej przecież. Bo niby jaka to wygoda dla kobiety być
kobietą? Co innego być nią dla mężczyzny! Oczywiście, na
samym początku, jak już wcześniej wspomniałam, gdy on – ten
nasz adorator, ten przyszły wielbiciel naszych wszelkich
domowych cnót i talentów, patrzy jeszcze na nas przez te swoje
różowe okularki, to nic mu w nas jakoś nie przeszkadza.
Jesteśmy wtedy jedyne, kochane – a jakże, dobrze słyszycie –
kochane!, doskonałe, wyjątkowe i niepowtarzalne. Tyle że
zaraz, bardzo szybko, optyka diametralnie mu się zmienia.
Jakby te jego różowe okularki, przez które dotychczas patrzył,
rozpieprzyły się w drobiazgi. Wtedy wszystko się zmienia.
Można by powiedzieć, że wraca mu właściwa ostrość widzenia.
I wiadomo już, do czego to domowe zwierzątko jest mu
potrzebne.

             – (niskim głosem) Obiad jest?! (Pauza.) No, ile mam
jeszcze czekać?! Chcesz, żebym tutaj z głodu skonał, czy
żebym zakwitł? Aha, i jak już będziesz szła z kuchni, to nie
zapomnij o gazecie. Zostawiłem ją w przedpokoju!

             Rozkoszny, prawda? Ale to jeszcze nie wszystko.

             – (niskim głosem) Szlag by to! Gdzie odłożyłaś tego
cholernego pilota od tego pieprzonego telewizora?!

             No, i mamy komplet. A do tego dochodzi jeszcze
pranie, sprzątanie, zakupy, dziecko. No, ale jak już urodziłaś
dziecko, głupolu, to je sobie teraz wychowuj, nie? To akurat
jest proste i logiczne. W końcu to twój obowiązek! Tak zwany
macierzyński. Do tego przez całe życie byłaś przygotowywana,
nieprawdaż? Ale to jeszcze nie wszystko – najlepsze dopiero
przed nami, gdy pewnego dnia nasz właściciel powie:

             – (niskim głosem) Ale zupa to ci dzisiaj nie wyszła.
Ech!, mamusia to dopiero gotowała

             Jak mu powiesz: Co, nie smakuje ci? Sam sobie gotuj w
takim razie! – to patrzy zdziwiony, jakby widział was pierwszy
raz w życiu i mówi:

             – (niskim głosem) Ja? Zgłupiałaś? Przecież to wy, baby,
gotujecie. Ja nie umiem, głupia idiotko.

             I nie pomyśli przy tym kretyn jeden z drugim, że
mógłby się przecież nauczyć. Dla takiego geniusza to przecież
w końcu nic trudnego. Po prostu pstryknięcie palcami i już jest
mistrzem patelni. Mistrz patelni – złote usta, ach!… (Po chwili.)
Przepraszam, trochę się rozmarzyłam i odpłynęłam. Zresztą, w
tym momencie, powiem wam, zaczyna się jakby nowy rozdział
w naszym życiu. Rozdział, który można by zatytułować: Czas
rozstań. No tak, bo od tego momentu, od tej niesmakującej mu
zupki, zaczynają się pojawiać kolejne jego grymasy. A to
koszula źle uprasowana, a to dziecko nagle zaczyna mu
przeszkadzać, aż w końcu i to, że wyglądamy koszmarnie jak…
Chciałam powiedzieć, że już właściwie nie wyglądamy dla
niego tak atrakcyjnie, jak dawniej. Zrobił się z nas niby taki
beznadziejny kołtun domowy, kaszalot, podczas gdy on kwitnie
i zaczyna przeżywać tak zwaną drugą młodość! My, jako
zużyte zabawki jesteśmy odstawiane na półkę z nieużywanymi
rzeczami. A to nie tylko jest cholernie niesprawiedliwe, ale
wręcz bezczelne! Sam nas doprowadził do takiego stanu, do
tego miejsca, w którym się znalazłyśmy, a teraz ma jeszcze o to
pretensje. To się nazywa dopiero mieć tupet! Jak kiedyś się
zbuntowałam i przestałam sprzątać i prać i nie miał żadnej
czystej koszuli, to wiecie, co powiedział? Spytał:

             – (niskim głosem) Tobie to w ogóle nie przeszkadza?

             Udałam głupią – w końcu za taką i tak mnie uważa,
więc wychodzi na to, że nawet specjalnie chyba nie musiałam
udawać i powiedziałam, że nie rozumiem i zapytałam, o co mu
chodzi. Odparł:

             – (niskim głosem) No, ten cały syf w domu. To ci nie
przeszkadza? Żona, zaznaczam dobra żona jest chyba po to,
żeby tego syfu nie było, mam rację? A ty co? Wychodzi na to,
że masz to centralnie w dupie! O co ci, kobieto, chodzi? Nie
dostajesz pieniędzy? Nie dbam o ciebie, dom, dzieci? A może
ty jakaś chora jesteś, co? Może ty weź i się zacznij leczyć.
Leczyć się zacznij, póki nie jest jeszcze zapóźni, kobieto!

             Takie mniej więcej podziękowanie czeka na ciebie,
mule domowy, za twoje oddanie i lata usługiwania. Ale
właściwie, to powinnaś podziękować Opatrzności, bo nie jest
jeszcze tak źle. W końcu zawsze przecież może być gorzej. Na
przykład kiedyś w jakiejś przyszłości kobieta może być tak
zaprogramowanym przez mężczyznę robotem, z którym nie
będzie w ogóle rozmawiał. Naciśnie tylko przycisk, a my, jak
te posłuszne maszynki przyniesiemy obiad, podamy kapcie,
pilota od telewizora, pościelimy łóżko i jeszcze zrobimy to
wszystko, co trzeba w tym łóżku, żeby pan i władca był
zadowolony, czyli praktycznie niewiele się zmieni od sytuacji
obecnej, z tą tylko różnicą, że wszystko będzie się odbywało
bez zbytecznych słów, w całkowitej ciszy i zrozumieniu obu
stron. Po co zresztą tracić czas i energię na bezproduktywne
gadanie do, czy też z głupią babą.

             Słychać otwieranie drzwi i w następnej chwili ich
głośne zamknięcie.

             On: Kochanie! Już jestem.

             Kobieta: No, to zmykam. I tak już jestem spóźniona z
obiadem. Pa! Do następnego.

Translate »